Miałam cztery lata gdy zmarł. Zapamiętałam go jako bardzo ciepłego i kochające dziadka. O tym, że był prezydentem Lublina dowiedziałam się już jako nastolatka – wspomina pani Ewa, wnuczka Romana Ślaskiego. Bliscy przekazali do Archiwum Państwowego rodzinne pamiątki związane z osobą, której Lublin dużo zawdzięcza.
W okresie międzywojennym ważnym momentem w historii Lublina była inwestycja w rozbudowę sieci wodociągów, kanalizację i pierwszą oczyszczalnię ścieków. Miasto zawarło umowę na wykonanie tych praz z przedstawicielami amerykańskiej firmy Ulen & Company. Rury z wodą dotarły wówczas na Kalinowszczyznę, Tatary, Dziesiątą czy na Wieniawę. Wówczas postawiono wieżę ciśnień, która nadal istnieje przy Al. Racławickich.
Umowę z wykonawcą podpisywał ówczesny naczelnik Wydziału Finansowego Roman Ślaski. – To była jego wizja rozwoju i odbudowy Lublina po latach zaborów i wojny. Był wybitnej klasy ekonomistą wykształconym w Brukseli. 31 lat pracował w Zarządzie Miejskim, od okresu międzywojennego do 1948 roku i co bardzo ważne był prezydentem Lublina w bardzo trudnym okresie II wojny światowej – mówi Edyta Targońska, archiwistka, która jako młody pracownik dostała do opracowywania zespół: spuścizna Romana Ślaskiego, znaczącej, obecnie nieco zapomnianej osoby.
Były to materiały dotyczące zawodowej i społecznej działalności Ślaskiego, które w 1987 roku przekazała do Archiwum Lubelskiego jego córka Barbara. Teraz dołączyły do nich bardziej osobiste pamiątki, które przywiozła na Jezuicką 13 wnuczka prezydenta miasta.
Rodzinne albumy ze zdjęciami, fotografia z biura w ówczesnym Zarządzie Miejskim, gdzie bez trudu można po charakterystycznych łukach rozpoznać wnętrza ratusza. Są tam też plany Lublina, wycinki z gazet, stosik zeszytów z pożółkłymi kartkami zapisanymi ledwo czytelnym, pochyłym, drobnym pismem przez Romana Ślaskiego. Nawet zachował się stary kieszonkowy przewodnik po Paryżu, gdzie Ślaski był w służbowej delegacji.
Darczyńcy przyznają, że przekazanie rodzinnych zbiorów wiąże się z dużymi emocjami ale cieszą, że będą mogły być opracowane, opublikowane i posłużą do rozbudowy historii Lublina.
– Z przekazanymi rzeczami byliśmy związani, bo bardzo byliśmy związani z ciocią Basią. Moja mama zmarła dosyć wcześnie więc często spędzaliśmy razem wakacje. Potem przyjeżdżaliśmy do niej, do Lublina z naszymi dziećmi. Może nie wszystkie dokumenty znaliśmy ale w rodzinie były częste rozmowy na ten temat. Ciocia przekazywała wiedzę i bardzo się starała żeby to nie umknęło. Zmarła na początku lat 2000, wszystkie dokumenty przewieźliśmy do nas i trochę czasu potrzebowaliśmy, żeby emocje opadły, żeby można było je przekazać – mówi Ewa Kulpińska-Mejor.
Roman i Eugenia Ślascy mieli dwie córki, Barbarę i Zofię. Pani Ewa jest córką Zofii.
– Jako dziecko zapamiętałam go jako bardzo ciepłego i kochające dziadka. Pamiętam ich mieszkanie przy ul. Zamojskiej 13 i to, że uczył mnie rozpalać w piecu. Po jego śmierci bardzo często przyjeżdżaliśmy do babci, bardzo to lubiłam. Już jako nastolatka i osoba dojrzała słyszałam o dziadku, że był prezydentem, że działał. To była zaangażowana osoba z niezłomnymi wartościami. Niejeden by się załamał, gdyby przeszedł przez to wszystko, a dziadek nie. I córkom przekazał te wartości. Tak, mam była żelazną osobą – wspomina wnuczka, która przytakuje, że częściowo przejęła te geny i dodaje żartobliwie, że podobno tak samo jak Ślascy krzyczy.
Roman Ślaski (1886-1963) był więźniem politycznym w czasach carskich (1905 r.), podczas okupacji niemieckiej (od 1941 do 1943) i po wojnie (w latach 1944– 1946). Aresztowanie i pobyt w więzieniu na lubelskim zamku w czasie II wojny światowej wiązało się z jego prezydenturą. Stanowisko objął 10 września 1939 i pełnił te funkcję do 1 sierpnia 1941 r. Został usunięty, bo odmówił sporządzenia listy urzędników, prawników i innych ważnych osób żyjących w Lublinie, czego domagali się hitlerowcy.
W rodzinnych archiwach zostało trochę najbardziej osobistych fotografii. Kopię jednej Ewa Kulpińska-Mejor dołączyła do przekazywanych materiałów. Na zdjęciu są państwo Ślascy z córkami. Odbitka, którą zrobiono w zakładzie fotograficznym Hartwigów w Lublinie wisi na ścianie w domu pani Ewy.